Cofnijmy się o dwie dekady. Kiedyś kobieta robiła sobie zdjęcie, gdy działo się coś wartego upamiętnienia – urodziny, ślub przyjaciółki, wyjątkowa podróż. Dziś przeciętna dwudziestopięciolatka robi więcej zdjęć swojej twarzy w ciągu tygodnia, niż jej babcia zrobiła przez całe życie. I nie chodzi tu o postęp technologiczny – chodzi o fundamentalną zmianę w kobiecej psychice.
Witajcie w erze narcystek – świecie, w którym wartość kobiety mierzona jest liczbą followersów, a jej samoocena zmienia się z każdym kliknięciem serduszka pod zdjęciem.
Liczby, które przerażają
Dane nie kłamią. Przeciętna młoda kobieta spędza ponad dwie godziny dziennie przeglądając media społecznościowe i około 40 minut na „przygotowanie” zdjęć do publikacji. To niemal 20 godzin tygodniowo poświęconych na wirtualną autoprezentację. Dwadzieścia godzin, które można by przeznaczyć na rozwój umiejętności, budowanie prawdziwych relacji czy lekturę wartościowych książek.
„Moja siostra? Ta wariatka potrafi zrobić nawet setkę selfie, zanim wybierze to jedno idealne!” – prycha Michał, 29-letni programista. „Kiedy zapytałem, czy nie uważa tego za stratę czasu, spojrzała na mnie jak na kosmitę i odparła: 'Ty nic nie rozumiesz, to jest właśnie życie’. Życie? Serio? Od kiedy życiem jest gapienie się we własną twarz przez pół dnia?”
Od skromności do cyfrowego ekshibicjonizmu
Kiedyś skromność była cnotą kobiecą. Dziś jest wadą, która nie generuje zasięgów. Współczesna kultura nie tylko zachęca kobiety do ekshibicjonizmu, ale wręcz go wymaga. Nie pokazujesz ciała? Jesteś pruderyjna. Nie publikujesz codziennie nowego zdjęcia? Znikasz z radaru. Nie relacjonujesz swojego życia w stories? Po co w ogóle żyjesz?
„Cholera jasna, wyobraź sobie!” – wybucha Paweł, 31-letni architekt, gestykulując żywo. „Oświadczyłem się Ani w najpiękniejszym miejscu na ziemi, przy zachodzie słońca, a ona, zamiast się cieszyć, przez pół godziny szukała idealnego kadru na post! A potem, uwierz mi lub nie, PŁAKAŁA, bo zebrała tylko 120 lajków. PŁAKAŁA! W dniu zaręczyn! Jakby to był jakiś przeklęty konkurs popularności, a nie jeden z najważniejszych momentów w naszym życiu!”
Zjawisko to doskonale ujmuje psycholog Marta Kowalska: „To, czego jesteśmy świadkami, to absolutnie bezprecedensowa transformacja kobiecej psychiki. W całej historii ludzkości kobiety nigdy nie otrzymywały takiej ilości uwagi i walidacji od setek czy tysięcy obcych ludzi. To tworzy dosłownie nowy typ osobowości – uzależnioną od zewnętrznej aprobaty, niepewną bez ciągłego potwierdzania własnej wartości przez innych.”
Wzajemne napędzanie lęków
Badania pokazują, że kobiety używające mediów społecznościowych ponad dwie godziny dziennie mają o 70% większe prawdopodobieństwo rozwinięcia objawów depresji i zaburzeń lękowych. Co ciekawe, mężczyźni są znacznie mniej podatni na te efekty. Dlaczego? Bo męska samoocena zazwyczaj opiera się na innych wartościach – osiągnięciach, umiejętnościach, pozycji w hierarchii.
Cyfrowe oszustwo tożsamości
Zjawisko filtrów i edycji zdjęć dodaje kolejną warstwę patologii. Młode kobiety nie tylko publikują swoje zdjęcia – one publikują całkowicie wykreowane, nierzeczywiste wersje siebie. Wymazane niedoskonałości, powiększone usta, zwężona talia, rozjaśnione oczy. A potem ze zdziwieniem odkrywają, że mężczyźni są „rozczarowani” na pierwszej randce.
„To kurwa jakieś oszustwo, nie?” – rzuca bez ogródek Kamil, 34-letni przedsiębiorca, popijając whisky. „Umawiasz się przez aplikację z kimś, kto wygląda jak modelka, a na kawę przychodzi zupełnie inna osoba. I nie chodzi mi tylko o ten przeklęty wygląd! W sieci są odważne, błyskotliwe, pełne życia. A na żywo? Często nie potrafią sklecić jednego sensownego zdania bez sprawdzania Instagrama co trzy minuty. To nie jest randkowanie, to castingi do alternatywnych wersji rzeczywistości.”
Epidemia wśród najmłodszych
Najbardziej niepokojące jest to, jak szybko ten narcystyczny trend przenika do coraz młodszych dziewczynek. Badania pokazują, że już 8-letnie dziewczynki wyrażają niezadowolenie ze swojego wyglądu i porównują się z influencerkami. Nastolatki masowo cierpią na nowe zaburzenia, jak „dysmorfofobia selfie” – obsesyjne postrzeganie swoich wad na zdjęciach.
„Boże, nawet nie wiesz, co się dzieje!” – Anna, 42-letnia nauczycielka, łapie się za głowę. „Moja 14-letnia córka zamknęła się w łazience. Po godzinie pukam, cisza. Po półtorej godzinie zaczynam się martwić, że coś się stało. Walimy z mężem w drzwi, ona wrzeszczy, żebyśmy dali jej spokój. Gdy w końcu wyszła… wiesz, co robiła przez te dwie godziny? SELFIE! Próbowała zrobić sobie 'idealne’ zdjęcie do tego cholernego TikToka! Dwie. Pieprzone. Godziny. W jej wieku organizowałyśmy z dziewczynami podchody w lesie i budowałyśmy szałasy, a nie zamartwiałyśmy się kątem nachylenia brody na zdjęciu!”
Nowy paradoks feministyczny
Kolejnym aspektem selfie culture jest uzależnienie od uwagi męskiej. Mimo całego postępu feminizmu, wiele młodych kobiet wciąż definiuje swoją wartość przez to, ilu mężczyzn kliknie serduszko pod ich zdjęciem. To paradoksalny powrót do patriarchalnego modelu, w którym kobieta istnieje przede wszystkim jako obiekt męskiego spojrzenia – tylko teraz z jej własnym aktywnym udziałem.
„Nie uwierzysz, co się stało ostatnio w biurze” – Magda, 37-letnia menedżerka, przewraca oczami. „Patrycja, nasza główna analityczka finansowa, przyszła do pracy cała we łzach. Myślałam, że ktoś umarł! Okazało się, że jej były chłopak, z którym zerwała ROK temu, przestał ją obserwować na Instagramie i usunął lajki spod jej starych zdjęć. Rozumiesz? Kobieta z doktoratem z ekonomii, zarządzająca milionowymi budżetami, kompletnie rozsypała się, bo jakiś koleś kliknął 'unfollowuj’. Gdy zapytałam, czy nie uważa, że to lekka przesada, spojrzała na mnie jakbym to JA nie rozumiała powagi sytuacji!”
Czy jest nadzieja?
Czy możliwy jest powrót do normalności? Czy kobiety mogą wyrwać się z pułapki narcyzmu? Niektóre znaki są obiecujące. Coraz więcej influencerek zaczyna mówić o ciemnych stronach social mediów. Pojawiają się ruchy promujące cyfrowy detoks i powrót do rzeczywistych relacji.
Jednak póki co, większość młodych kobiet tkwi w błędnym kole narcyzmu i pogoni za nieustanną walidacją. Zamiast budować prawdziwą pewność siebie opartą na wartościach i charakterze, uzależniają się od tymczasowego dopaminowego strzału, który daje im kolejny komplementujący komentarz obcego człowieka.
A my, jako społeczeństwo, płacimy za to wysoką cenę – pokoleniem kobiet niezdolnych do głębokiej intymności, autentycznych relacji i spokojnego poczucia własnej wartości, niezależnego od zewnętrznej aprobaty. Narcyzm nigdy nie był tak powszechny, a kobieca skromność tak rzadka jak dziś. I to może być największa tragedia ery mediów społecznościowych.